image1 image2 image3

Perełka

 

Jako zdeklarowany fan multiplikatorów Abu tylko kwestią czasu było zdecydowanie się na zakup jednej z najbardziej kultowych maszynek tej firmy – malutkiego Ambassadeurka 1500C. Koniecznie ze starej produkcji. No i faktycznie, przed Bożym Narodzeniem A.D. 2009 trafiłem używkę w bardzo przyzwoitym stanie i całkiem okazyjnej cenie. Bardzo dobry rocznik ’77 :)

Szybko okazało się też, że zakup samej maszynki to dopiero początek imprezy, bowiem wybór i dostępność tuningowanych elementów do tego modelu są tak duże, że nie sposób się oprzeć i pozostaje tylko zarwać kilka nocy i wyszukać najlepszy set części wedle własnego gustu. I tak najpierw założyłem teflonowy dystans na oś zamiast rozetki oraz zamontowałem otwarte, ‘szybkie’ łożyska na podparcie osi szpuli. Żeby łożyska działały odpowiednio zamówiłem oliwkę Oust, a przy okazji też bezgwiezdne pokrętło hamulca (nie dość, że fajniej wygląda to jeszcze jest wygodniejsze niż wielka oryginalnie zamontowana gwiazda). Korbka z jednym uchwytem średnio mi odpowiadała, więc przyszła kolej na korbkę z dwoma uchwytami, ale koniecznie w fajnym, starym stylu. Pomyślałem, że warto też wymienić tarczę hamulca na ‘świeżą’, a przy okazji dokupiłem łożyskowaną zębatkę napędzającą wodzik. Dalej nie pozostało już nic innego jak tylko zdobyć łożyskowany wodzik i najważniejsze, czyli ultralekką szpulkę Availa. Jeśli chodzi o cenę (bo pewnie takie pytanie i tak by padło) to idzie zmieścić się w 300$ (w 400 bez problemu) plus jakieś 50$ na wysyłki poszczególnych części. Cena ta zależy głównie od stanu i wieku samego multika, bo można kupić mocno używany z wyraźną ilością rys, którym kolekcjonerzy nie będą zbytnio zainteresowani, ale sama maszynka będzie w pełni sprawna. Wydamy na nią wówczas w granicach 60$. A można też kupić nowiutki, z nowszych reedycji, w jakimś trendy-oczojebliwym kolorze i wydać 350.

Dodam tylko, że ja zdołałem kupić część z zamontowanych elementów w atrakcyjnych cenach poprzez serwis eBay. Draga, korbkę i oliwkę ściągałem z GB, łożyska z Singapuru, wodzik i szpulkę z Danii, a multik i resztę drobiazgów z USA. Bez takiego polowania na okazje na pewno musiałbym przynajmniej o 1/3 więcej zapłacić. Nawet sam multik trafiłem tanio, bo 1500C w tak idealnym stanie potrafią chodzić i po 150$. No i dobrze, że kolejne części kupowałem stopniowo to kieszeń tak nie bolała! A za teflony dziękuję Sebastianowi vel mottle, który to mi je wytoczył :)

Jeszcze zanim udało mi się ściągnąć wszystkie części do multika zacząłem myśleć o odpowiednim kiju. Do tej pory mój najlżejszy patyk z pazurem miał 2,6m i cw do ~30g i choć rzucałem już z niego przynęty po 6-7g to jednak uznałem, ze potrzeba mi coś bardziej dopasowanego. W większości seryjnych wędek coś mi się nie podoba, więc opcję zakupu gotowca odrzuciłem i szukałem wśród blanków o cenie w granicach 300zł. Generalnie chciałem kupić coś, co może nie będzie miało bardzo niskiego deklarowanego ciężaru wyrzutu, ale dzięki miękkości pracy będzie dobrze ładowało też te mniejsze wabiki. No a poza tym to docelowo nie chcę używać tego zestawu do przynęt, które ledwo będzie widać, a raczej do wygodnego obsługiwania gumek i blaszek w okolicach 3-7g masy całkowitej. Mocniejszy blank przemawiał też za wygodą holu – nie chciałem, aby dłoniaki wyginały mi kija po sam dolnik, bo w razie jakiegoś szczupaka mógłbym mieć dłuższą jazdę. Zależało mi też na długości – koniecznie między 2,1, a 2,3m. Dość szybko wpadł mi w oko blank ATC II S 703 (2,13m, 7-14g), choć przez kilka dni brałem też pod uwagę Batsony z serii RX7 o podobnych parametrach.

Dużo czasu zajęło mi zanim zdecydowałem się jak ubrać blank. Jaką formę ma mieć dolnik, co będzie lepiej się komponowało z lekko zmienionym wyglądem 1500C – klasyczny korek, czy elegancka czarna pianka, dzielony reargrip, czy nie, jaki foregrip, jak zakończyć dolnik… Ostatecznie rękojeść jest jednoczęściowa, tylko delikatnie podszlifowana w stronę uchwytu, a kapsel prosty, krótki, gumowy. Uchwyt 16 Fuji, bez exposed, bo nie leży mi ten typ. Z foregripu chciałem zrezygnować i dać tylko duży pierścionek, ale myślałem, myślałem i wymyśliłem, że jednak fajniej będzie tu pasował i bardziej praktyczny będzie malutki piankowy grzybek bez dodatkowego pierścionka. Set przelotek 6, 6, 6, 6, 6, 8, 10, 12 wydał mi się optymalny.

Wszystko gotowe, a więc pora nad wodę. Postanowiłem, że na młynek nawinę żyłkę (której jak dotąd praktycznie nigdy nie używałem przy castingu). Miękka, cienka i tania - wiadomo z jakich powodów… Na początku miałem duże problemy z wyczuciem ‘nicnieważącej’ szpulki z szybko puchnącą żyłką. Rzuty kończyły się albo brodą, albo strzałem o wodę, gdy za mocno przyhamowałem kciukiem. Ale wystarczyło pół godziny, aby przyzwyczaić się do tego jakże odmiennego od ‘normalnego’ łowienia i osiągać odległości tylko trochę krótsze niż zestawem spinningowym. Tu od razu zaznaczam, że mój zestaw do UL pod korbę nie był optymalnie spasowany, więc i rzuty z niego zbyt wyżyłowane mi nie wychodziły. Notabene pod spina uzbroiłem ten sam blank, ale o oczko słabszy (dokładnie S 702, który ma cw 3,5-10,5g przy tej samej długości).

Po pierwszych udanych rzutach zaczęły się też meldować ryby – na razie gabarytem adekwatne do paproszków jakie im posyłałem. Najmniejsze z paproszków na zdjęciu mają 1,3-1,5g. Da się tym spokojnie rzucić! Może odległość nie jest oszałamiająca, ale do wydłubania okonia spod trzcin w zupełności wystarcza. Ten większy świsterek ma 2,5g i naprawdę ładnie już sobie fruwa. Muszę wspomnieć, że kij jest niesłychanie czuły. Dzięki niemu już wiem, co to znaczy poczuć, jak okoń liże przynętę. Niestety mięciutki kij i rozciągliwa żyłka sprawiały mi z początku dużo problemów, bo mimo delikatnego łowienia musiałem dość zamaszyście przycinać ryby (zwłaszcza przy braniach zaraz po zarzuceniu).

Generalnie zestaw wyszedł super. Jak się do niego przyssałem to trzy dni z rzędu nie mogłem sobie podarować i zrywałem się o 4 rano przed zajęciami, żeby móc się pobawić w dłubanie okoni nad pobliskim stawem. Doskonale leży mi w ręku, jest dobrze wyważony, kijek po prostu katapultuje wabiki przy wymachu, a leciutka szpulka pozwala robić rzeczy niemożliwe. Jak nie przepadam za okoniami i małymi przynętami tak nagle polubiłem dzięki niemu paproszenie.

Z pozdrowieniami

@mekamil