Mistrz wagi piórkowej

Kategoria: Sprzęt
Opublikowano: poniedziałek, 22, grudzień 2014 10:47
mallard

Cała historia zaczęła się pewnego późno jesiennego popołudnia nad wodą, a jakże- na rybach. Gdy zachciało mi się zaprezentować okoniom, imitację raczka w stylu texas, z 2 gramowym obciążeniem – oczywiście multikiem...

 

 

Jak zwykle w październiku okoniowa płeć piękna żerowała z iście nie pasującą do opisu – słaba płeć, żarłocznością. Było bezwietrznie i ustawiłem łódź naprzeciwko korony zatopionego drzewa. W jego konarach, na głębokości ok. 4 metrów przebywało „wilcze stado”. Cała sztuka polegała na podaniu im krótkim rzutem wspomnianego raczka i pozwoleniu przynęcie na wolny opad – pomiędzy zatopione gałęzie korony. Jeśli nie było reakcji ze strony pasiastych w trakcie opadu, podrywałem raczka z dna – imitjąc jego ucieczkę, dwoma czy trzema skokami. Po czym znów pozwalałem mu delikatnie opaść na dno – ze szczypcami uniesionymi w górę – naśladując postawę obronną.


październikowe klimaty

Bezwietrzna pogoda i tak lekkie obciążenie pozwalały mi na dość wierne oddanie ruchu skorupiaka (taką mam przynajmniej nadzieję) a hak ukryty w przynęcie umożliwiał penetrowanie zakamarków pomiędzy konarami – bez ryzyka zaczepu. Były też i pasiaste trofea – te największe z brzuchami wypchanymi produkowaną już ikrą. To właśnie one reagowały najżarłoczniej. A wszystko to za pomocą kija spinningowego i takiegoż kołowrotka.
I wówczas to zrodziła się myśl – a może by tak zrobić to samo multikiem ?
Rzutem pitch z dłoni, można by jeszcze dokładniej podać przynętę, potem tylko opad i już można zacząć grę raczkiem ... Taaaak – to by mi odpowiadało ... No i połknąłem haczyk.




pasiasta płeć piękna

 

Przyszła zima i zaczęło się poszukiwanie odpowiedniego blanku (...) Pewnie powiesz teraz, drogi czytelniku – streszczaj się chłopie i przechodź że do happy end’u – niestety, szczęśliwego zakończenia nie było. Bo blank – a i owszem, ze wszech miar stosowny i mi pasujący sobie wybrałem, tyle że ... producent zaprzestał już produkcji tej serii – właśnie jesienią ...

W międzyczasie myśli zaprzątało mi również pytanie – cóż mógłbym podpiąć do tak lekkiego blanku ? Niewiele jest baitcaster’ów predysponowanych do tak lekkich przynęt, a spośród nich, jeszcze mniej reprezentuje poziom cenowy który mógłbym zaakceptować.
Oj, bardzo, ale to bardzo, zawęziło mi to pole manewru ... Aż do pewnego zimowego dnia.
Któregoś wieczoru, podczas zwyczajowego przeglądu sklepowego stoiska z multikami, w drodze powrotnej do domu z pracy. W oczy – pośród innych, wpadło mi najnowsze i zarazem najlżejsze dziecko, szwedzkiej revo-lucji. Po zwyczajowej wymianie uprzejmości ze sprzedawcą, przeszliśmy do pogawędki o leżących na półkach dziełach sztuki inżynierii użytkowej rodem z wysp japońskich. Niby od niechcenia, zapytałem go również o nie pasujący stylem do pozostałych, produkt Skandynawów.
A tak, został mu jeden – odpowiedział – i chętnie by go sprzedał, bo nie pasuje mu do reszty japońskiej głównie ekspozycji...
Pytanie tylko – jak bardzo mu „zależy” by go sprzedać ?


a zaczęło się od tego raczka ...

W drodze powrotnej do domu, na siedzeniu obok, leżał już „mistrz wagi piórkowej” – okazało się, że rzeczywiście mu zależało ... ...
Premiera „mistrza” nad wodą odbyła się już wiosną . Próbując ukoić smutek po stracie wymarzonego, okoniowego blanku, podpiąłem multik pod 6’6’’ stopowy (1,98m) kij o akcji fast, z przeznaczeniem do lekkich max. ⅝ uncji (18g) jerkbait’ów. Bo wczesna wiosna to zimna jeszcze woda i wolny metabolizm, a więc – najlepszy na nie czas. Pozwól drogi czytelniku że uściślę. Mówiąc – lekkie jerkbait’y, mam na myśli 9g – 18 g przynęty takie jak Rapala Husky Jerk i X-Rap, Smithwick Rattlin’Rogue, Strike King KVD Slash Bait, Daiwa DB Minnow SP i im podobne (znane też jako: rip bait, stick bait czy twitch bait).


z 9-cio gramowym jerkbait’em

Pierwsze rzuty i pierwsze zaskoczenie – „mistrz” jest głośny.
Dźwięk wydobywający się podczas rzutów spod panela okrywającego hamulec odśrodkowy, jest łudząco podobny do tego, jaki towarzyszy przy rzutach multikami, w których oryginalne łożyska szpuli zastąpiono hybrydowymi – niesmarowanymi.
Sam hamulec szpuli, nazwany tu IVCB-IV, to w sumie – centryfuga, tyle że z bloczkami które zamiast pracować horyzontalnie – pracują wertykalnie. Pozwoliło to na dostosowanie możliwości regulacji do wymogów współczesnych wędkarzy. Czyli bez konieczności zdejmowania panelu bocznego.


IVCB-IV™

Unoszące się w trakcie obrotów szpuli, przymocowane do niej cztery ramiona (widoczne na zdjęciu powyżej) stykają się z metalową płytką w panelu bocznym. Płytka ta zbliża się lub oddala od szpuli w trakcie przekręcania pokrętłem regulacyjnym. Im bardziej dokręcone jest pokrętło regulacji na panelu bocznym, tym dalej od wirującej szpuli jest płytka i tym większa jest wysokość na jaką mogą się unieść wirujące ramiona, a tym samym siła z jaką hamowana jest szpula – jest największa. Prostota tej konstrukcji i jej funkcjonalność nie przestaje mnie zachwycać po dziś dzień. Rozwiązanie to zaoszczędza też na wadze samej szpuli, która bez łożyska waży całe 9,3g a z łożyskiem „aż”10,8 g (wg mojej wagi)


waga szpuli

Konstrukcja ta jest rozwinięciem wprowadzonej przez ABU już wcześniej IVCB o tylko dwu wirujących ramionach, znanej z Mörrum’a SX 1600/3600C IVCB. To najnowsze wcielenie w odróżnieniu od prekursora, ma szeroki zakres efektywnej regulacji hamowania szpuli (aż 28 ustawień) . Wcześniejsza wersja znana była z tego, że prawie połowa zakresu regulacji nie przynosiła oczekiwanej zmiany w sile hamowania szpuli. W opisywanym przeze mnie MGX’ie, każdemu kliknięciu pokrętła towarzyszy nieznaczny ale stały wzrost siły hamowania.


pokrętło regulacji na panelu bocznym

Klika też jak należy docisk hamulca mechanicznego szpuli i pozwala dostosować się do przynęt o bardzo szerokim zakresie wagowym – od 3g do 30g (!)


elementy hamulca mechanicznego

Aby dodatkowo zmniejszyć opór jaki musi pokonać obracająca się szpula, producent zastosował rozwiązanie znane już z wcześniejszych modeli revo-lucyjnej serii. W czasie rzutu oś szpuli zostaje rozdzielona na dwie niezależnie od siebie pracujące części.




Infini II™ - rozdzielona oś szpuli

I rzeczywiście szpula startuje bardzo szybko. Przy wyłączonych obu hamulcach, czas przez jaki wypełniona plecionką szpulka obraca się swobodnie po wprowadzeniu jej w ruch to ok.10 sekund (na oryginalnych łożyskach, bez ingerencji w ich środek smarujący). Po zmianie łożysk na hybrydowe (nie nasmarowane) ten czas wydłużył się do ponad 30 sekund (!).
A jak rzuca ? Multik zdał mi egzamin przy rzutach typu pitch i skip (gdzie wymagane jest jedynie minimalne przyhamowanie szpuli) nawet bardzo lekkimi przynętami – od 3g wzwyż. Od tej samej wagi mogłem już w pełni swobodnie rzucać też klasycznie. Na długie rzuty – niezależnie od wiatru - wystarczyło mi już 5g obciążenia. Od 5-ciu gram wzwyż – multik miotał nawet nielotne woblery (crankbait’y) pod wiatr. Warunkiem niezbędnym był oczywiście ładujący się przy tak lekkich przynętach kij.
Szpulka nie jest płytka, producent nie zawęził zastosowania go tym samym jedynie do ultra cienkich plecionek. Wręcz przeciwnie, pomieści ponad 100m żyłki o słusznej średnicy 0,30 mm. Predysponuje to multik do współpracy z wszelkiej maści monofil’ami i fluorocarbon’ami. I niewątpliwie jest to ukłon w stronę wędkarzy z US rynku. Gdzie są one w powszechnym zastosowaniu i w szerokim wachlarzu technik używanych przy połowach bass’ów. Jakby na potwierdzenie tej tezy przykładem – z mojego własnego już podwórka, może być zaobserwowany fakt że podczas rzutów z nawiniętą miękką 6-cio funtową plecionką, zdarzały mi się zakleszczenia linki pod szpulę. Podobnie było, z o oczko wyżej 8-mio funtową i równie miękką . Dopiero wypełnienie szpulki 10-cio funtową i sztywniejszą wyeliminowało to zjawisko. Tej ostatniej pomieściło się 110m + sporo podkładu z żyłki.


Porównanie szpul MGX’a i SX’a II generacji.

Na pierwszy rzut oka, rozmiarami szpula MGX’a jest prawie identyczna z pozostałymi członkami rodziny Revo II serii. Ma tę samą szerokość (25,6mm) i tę samą średnicę wewnętrzną (16mm). Tym co ją odróżnia jest mniejsza waga (10,8g versus np.: Revo SX – 20,5g) i średnica zewnętrzna mniejsza o 2mm (33mm MGX / 35mm pozostałe), a co za tym idzie, też trochę mniejsza jej pojemność. A dlaczego porównuję „mistrza” tylko z modelami II generacji ? Ponieważ gdy się pojawił w 2011 r, to właśnie one były wówczas aktualną ofertą. Kolejna odsłona revo-lucyjnej serii, III już generacji miała miejsce dopiero w 2013.

Sparowanie multika z krótkim grafitowym blankiem o dzielonej piankowej rękojeści i uzbrojonym w przelotki micro, było strzałem w dziesiątkę. Taki zestaw dosłownie nic „nie ważył”. Podczas łowienia zmiana techniki i zestawu - ze szklaka i woblerów (crankbait’ów), na MGX’a -podpiętego do grafitu i lekkich jerkbait’ów, to efekt podobny do tego, jak po rąbaniu jedną ręką siekierą drewna na opał, wziąć w tę samą rękę ołówek i nim machnąć ...
Bo i rzeczywiście waga „mistrza” zaskakuje – bez nawiniętej linki to zaledwie ok. 154g (!)

I wszystko jest tu poddane reżimowi obniżenia wagi, od ramy ze stopu magnezu – która sama waży zaledwie 17,9 g, poprzez grafitowe panele boczne, aż po elementy przekładni głównej i przekładnię ślimakową – które wykonane zostały z lekkiego duraluminium. Nawet sam wałek przekładni głównej został wydrążony wewnątrz by odjąć cenne gramy wagi.
Do tego grafitowa korbka z uchwytami z lekkiej ale twardej pianki. Dopełnieniem wszystkiego są aluminiowe - gwiazda hamulca i nakrętka docisku szpuli.
Wspomniane już koło zębate waży całe 6,2 g. Zwróć też uwagę drogi czytelniku na grubość ścianki pod jego zębami – pomimo całego tego odchudzania wagi, zostawiono tu naprawdę sporo (!)


koło zębate



Przekładnia główna pracuje gładko, choć kręcąc korbką daje się wyczuć działanie jej zazębiających się elementów. I jest to wrażenie odbiegające na niekorzyść w mojej (bardzo subiektywnej) ocenie od tego „maślanego”, jakie znam z SX’a i Premier’a II generacji. Taka jest widać cena jaką przychodzi nam płacić, za dzisiejszy wyścig ku redukcji wagi. Zmiana smaru (na smar o innej konsystencji) w moim egzemplarzu jeszcze drastyczniej uwydatniła to zjawisko. Chcąc na powrót odzyskać gładkość jej pracy zmuszony byłem do szukania smaru o właściwościach zbliżonych do fabrycznego.


grafitowa korbka

MGX „siedzi” nisko w uchwycie, a przez swoje rozmiary i wyprofilowanie panelu bocznego dobrze leży mi w dłoni gdy go obejmuję. Cecha ta w powiązaniu z niską wagą, predysponowała go do takich zastosowań jak prowadzenie szarpnięciami wspomnianych już jerkbait’ów. Bez zarzutu działające łożysko oporowe i przełożenie 7.1:1- dopełniły tyko potrzeb. Za jednym obrotem korbki nawija około 70 cm linki. Dla tych którzy potrzebują jeszcze szybciej jest dostępna wersja o przełożeniu 7.9:1 nawijająca ok. 80-ciu cm za jednym obrotem korbki.


na komfort obejmowania dłonią MGX’a wpływają jego rozmiary

Używałem go też gdy wymagany był kontakt przynęty z dnem. A więc drop shot i jig’i w każdej możliwej do wyobrażenia postaci – od włosianych i pierzastych, po silikonowe. Lekkość całego zestawu i zdolność do transmisji drgań, to były podstawowe atuty w tym zastosowaniu. Multik sparowany z drop shot’em w tonacji x-fast i ośmio funtową plecionką sprawił, że na nowo musiałem sobie przeredagować definicję czułego zestawu.
Kolejnym zastosowaniem były małe topwater’y i przynęty typu walk-the-dog. Tu także się sprawdził.
Długość korbki to tylko 80mm. Dla opisanych wyżej zastosowań była w zupełności wystarczająca. Nie było mi potrzeba więcej „mocy” do wybierania luzu linki po szarpnięciach małego jerkbait’a czy jig’a. Tak samo prowadzenie swimbait’ów stawiających minimalny opór w wodzie nie wysilało w żaden sposób przekładni. Opór małych 7-mio (1/4 oz) i11-sto (3/8 oz) gramowych spinnerbait’ów, szybko podrywanych z dna – to również był sam „miód” dla tego multika.

Obejmując MGX’a dłonią moje zastrzeżenie wzbudza jedynie profil osłony okrywającej wodzik prowadzący linkę.


wystająca nakrętka wodzika

Nie osłania ona wystarczająco – moim zdaniem, poruszającego się na boki wodzika podczas zwijania linki. Wewnętrzna strona mojego palca wskazującego podczas obejmowania multika dłonią, spoczywa pod tą osłoną i wystająca część wodzika (nakrętka) układającego żyłkę, przemieszczając się – stale o nią trze, wręcz powodując jego przyhamowanie.


opisana niedogodność cechuje też


i pozostałe modele Revo II serii

Sam wodzik pokryty jest tytanem dla podniesienia odporności na tarcie i jest dostatecznie oddalony od szpuli przez co zmniejszony jest kąt pod jakim żyłka przebiega przez niego opuszczając ją.
Hamulec walki – to tylko dwie podkładki cierne (suche) po obu stronach koła zębatego i metalowa dociskająca. Ta uproszczona budowa i jego faktyczna moc ok. 3 kg (max. 2,7 kg mój egzemplarz) zasadniczo odróżniają „mistrza” od pozostałych braci z revo-lucyjnej rodziny. W moim przypadku była wystarczająca we wszystkich wędkarskich scenariuszach w których multik był uczestnikiem. A gdzie główne role przypadły w udziale sandaczom, okoniom i szczupakom.


elementy hamulca

W przypadku sandaczy nie miał się czym wykazać. Inaczej było z okoniami i szczupakami. Szczególnie te ostatnie w pełni sił i wigoru - latem i wczesną jesienią, poddały go prawdziwej próbie. Oddaje linkę płynnie. Wyjątek stanowi max. opór, przy którym płynność częściowo traci.
Producent wyposażył „mistrza” w 10 łożysk (9 kulkowych i jedno oporowe).
Jest w nim łożyskowana przekładnia ślimakowa wodzika posuwu żyłki – małym stalowym łożyskiem kulkowym obustronnie krytym.


łożyskowana przekładnia ślimakowa

Są trzy kryte stalowe łożyska kulkowe podpierające oś szpuli (dwa w panelach bocznych i jedno na samej szpuli). Jest też jedno oporowe i do kompletu pięć ostatnich – które mnie zaskoczyły. Zapytacie dlaczego ? Bo zarówno cztery z nich, usytuowane w obu uchwytach korbki jak i jedno w korpusie, na końcu wałka przekładni głównej, są łożyskami odkrytymi (?!)


komplet łożysk

Jeśli nie budzi mojego osobistego zastrzeżenia otwarte łożysko osadzone w korpusie (bo rzeczywiście jest bardzo dobrze osłonięte z obydwu stron).To umieszczenie nie osłoniętych łożysk w uchwytach, gdzie ryzyko zabrudzenia jest znaczne – wzbudza moją kontrowersję. Swoją drogą, jakby na poparcie tej tezy jedno z opisanych łożysk mojego egzemplarza nadaje się już do wymiany (osadzone było na osi tuż przy korbce, drugie – to od strony nakrętki działa nadal bez zarzutu).


łożyska korbki

Zeszłej jesieni, tuż przed ochłodzeniem wody i przed rozpoczęciem drugiego jerkbait’owego sezonu w roku. Wymieniłem dwa łożyska szpuli na hybrydowe z ceramicznymi kulkami – smarowane lekkim olejem (o niskim współczynniku lepkości). Efekt – pierwsze rzuty na starych ustawieniach hamulca zakończone brodami – typowy po takiej wymianie. Trzeba było zmniejszyć bezwładność szpuli dokręcając pokrętło na panelu bocznym. Po zwiększeniu siły hamowania wszystko wróciło do normy a rzuty stały się jeszcze łatwiejsze. Minimalnym ruchem nadgarstka mogłem katapultować wabiki do celu. Wzrósł także nieznacznie dystans na jaki multik posyłał przynęty. Minusem jest większy hałas przy rzutach i dodatkowy dźwięk wydawany przez łożyska podczas zwijania linki – też typowe. No i przy zastosowaniu lekkiego oleju konieczny jest dokładniejszy reżim smarowania, ale to już sama przyjemność.


jest otwór w panelu bocznym umożliwiający smarowanie przekładni

Idea zastosowania stopu magnezu przy konstrukcji ramy w budowie MGX’a przez ABU nie była czymś nowym. Konkurencja z wysp japońskich zapoczątkowała stosowanie tego materiału w swych produktach już wiele lat wcześniej. Niech wymienię tylko Shimano Chronarch 100 Mg - Anno Domini 2003 (US), Daiwa Fuego i Shimano Chronarch 50 Mg – oba rok później. A potem circa 2006 Shimano Core (US)/Metanium Mg (JDM). Tak więc szwedzki koncern nie wymyślił tutaj niczego nowego, a rozszerzył jedynie swoją ofertę revo-lucyjnej serii o kolejny produkt.
W mojej opinii, ekstremalne odchudzenie wagi MGX’a przy zachowaniu całej jego funkcjonalności i wytrzymałości to bez wątpienia jego ogromna zaleta. Dodam do tego jego zdolność do rzucania bardzo szerokiego wagowo zakresu przynęt. W szczególności zejście znacznie poniżej dolnego, typowego dla multików zakresu wagowego (ok.10g), jest jego największą zaletą. Kolejne jako pozytywne cechy wymieniłbym pojemność szpuli i wygodę w obejmowaniu dłonią podczas łowienia (pomijając kolidujący z moim palcem wskazującym wodzik).
Samo zastosowanie magnezu, które to nie predysponuje go do łowienia w słonej wodzie (niewielka odporność na korozję stopów magnezu) może być głosem za, jak i przeciw -zależnie od wymagań łowiącego. Pozostaje kontrowersyjna - dla mnie, idea zastosowania otwartych łożysk w korbce. Mój egzemplarz „nie polubił” też cienkich i miękkich plecionek. A dla uzyskania pożądanej kultury pracy przekładni, wymagany jest odpowiedni środek smarujący. I to właśnie jej kultura pracy – w mojej subiektywnej ocenie, pozostawia najwięcej do życzenia w tej konstrukcji. Jakością wykończenia i dopasowania elementów MGX nie odbiega od pozostałych Revo II serii. Nic gorzej, nic lepiej.
Jednak na główną uwagę – wg mnie, zasługuje dopracowanie w tym modelu hamulca odśrodkowego. Jego szeroki zakres regulacji pozwala łatwo dopasować się do zmiennych


wyprofilowane panele boczne

warunków panujących nad wodą (wiatr) i do specyfiki rzucanych przynęt (nielotne).Opisany przeze mnie wcześniej rozwój IVCB™ jest zgodny z trwającą ewolucją w budowie centryfug z możliwością regulacji na panelu bocznym. Trend ten upowszechnił się już pośród wielu producentów, że wspomnę tylko Shimano ze swoim SVS Infinity Brake System, Quantum i jego Micro Infinite ACS czy Lews’a z jego SpeedCast Adjustable Centrifugal Break System.

„Mistrz” nie jest tani, co w zamian za tę cenę otrzymujemy starałem się Wam drodzy czytelnicy przybliżyć w treści tego artykułu. I na pewno nie jest to opis w pełni ukazujący jego cechy i możliwości. Moja ocena ogranicza się do tylko kilku technik, w których go używałem i zawężonego - odpowiadającego im zestawu przynęt. W temacie np.: współpracy multika z fluorocarbon’em czy monofil’em nic nie mogę powiedzieć. Duży niedosyt pozostał mi też w związku ze znakiem zapytania - odnośnie jego zastosowania w pstrągowych łowach. Z trywialnego powodu - zabrakło czasu – mea culpa.

Każdy z Nas musi sam sobie odpowiedzieć na pytanie czy jakiś produkt spełnia jego oczekiwania. Moje oczekiwania względem tego multiplikatora były konkretne i wynikały z zaplanowanych technik i przynęt do jakich zamierzałem go wykorzystać. I po dwuletnim okresie jego użytkowania mogę powiedzieć że oczekiwania te spełnił. A skąd się wziął tytułowy „mistrz wagi piórkowej”?
Bo jest lekki jak „piórko”. A także z faktu, że w 2011 ogłoszono ten multik zwycięzcą w kategorii na nowy produkt podczas ICAST w Los Angeles. Czyli, jak by nie było – był jakimś tam „mistrzem”...


Z wędkarskim pozdrowieniem
mallard
tekst i zdjęcia – autor.